Posty

Wyświetlanie postów z 2016

Why so serious?

Gorączkowo szukając prezentów dla swoich Najbliższych, natknęłam się na książkę, którą od kilku lat miałam na celowniku ("Ostatnie rozdanie" Myśliwskiego). Robiąc więc sobie najdoskonalszy prezent pozwoliłam, żeby w przerwie między wypiekami to ona zajęła mi ten wolny czas. Co było nie do pomyślenia na pierwszym czy drugim roku- wtedy nie piekłam nawet ciast, bo szkoda mi było czasu, "skoro tyle nauki czeka". Czy to oznacza, że teraz mamy mniej nauki? A skądże.:> Jako że jestem chyba największym stalkerem medyczno-motywacyjnych kont na Instagramie, ogarnęło mnie ostatnio przerażenie. (Mam nadzieję, że grono odbiorców moich postów ogranicza się tylko do garstki osób, ale muszę napisać to dla samej siebie... tego NIE DA się oglądać!)  Hasztag: cel-medycyna, świetnie, życzę wszystkiego co tylko najlepsze. Może nawet i bym popierała takie pospolite ruszenie, gdybym sama w liceum nie dostała na tym punkcie głupawki. Moje liceum miało tendencję do faworyzowania tylk...

medycyna dla niskozaawansowanych

Powszechnie wiadomo, że systematyczność to jedna z istotniejszych cech studenta medycyny- no może poza prowadzeniem bloga. Tu jak widać nie ma żadnej mowy o systematyczności. Wracam właśnie z drugiego kolokwium z patomorfologii. Forma jak dla mnie- odrobinę zabawna. Na wielkiej tablicy wyświetlają się zdjęcia preparatów przez około 40 sekund. W tym czasie musimy napisać nazwę preparatu po polsku, łacinie i dodatkowe pytanie do niego (typ włóknienia, jakaś definicja, element zaznaczony strzałką). Zadanie dość heroiczne jak na flegmatyka. Co gdy się nie zda? Należy odrobić na następnym kolokwium i uzyskać ilość punktów, która wyrówna braki z poprzedniego. Osobiście jak dla mnie zadanie nie do wykonania. Są bowiem studenci bardzo zdolni, widzę to przede wszystkim po ludziach w nowej grupie. Niezwykła pamięć i zdolność do kojarzenia faktów w tempie błyskawicznym. Są też studenci mniej zdolni choć bardzo pracowici, pilni i systematyczni. Sama również mogę zaliczyć się z całą pewnością do ...

niepamięć wsteczna

Bardzo często bywam tam, odwiedzam te same miejsca. Wydeptane ścieżki, utarte szablony,  ciągle ten sam algorytm postępowania w zakresie dom-uczelnia-resztki życia towarzyskiego, ci sami ludzie i wcale nie ta sama ja. Nie rozumiem, dlaczego Bydgoszcz w snach odwiedza mnie tak często. I to jako największy koszmar, mimo że to miasto wcale na to nie zasługuje. Zawsze uczono mnie, że wielkie rzeczy wymagają wielkich trudów i zastanawiałam się, czy moja zmiana uczelni nie jest może nawet taką próbą pójścia na łatwiznę. Pytanie tylko co naprawdę wymagało większej odwagi. Jakby nie patrzeć dwa lata to dużo. Wejście w nowe środowisko nie jest łatwe dla mnie, ale... kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.  Czas też pokazuje, że nie miałabym tam co robić. Tutaj z kolei mam czas, by zająć się medycyną, a nie walką z rzeczami, na które nie mam wpływu. Nie tracę czasu na "zbieranie się w sobie", po prostu idę. Mam wreszcie czas na psychiatryczne koło naukowe.  Jest mi z tym lepiej...

Coś się kończy, coś się zaczyna.

Jeden telefon przyprawiający o mdłości i zawroty głowy. "Uzyskała pani zgodę od dziekana na przeniesienie",  "Ale ja nie wyrażam zgody na urlop dziekański", "A nie, to nie trzeba, podliczyliśmy jeszcze raz punkty." Okeeeej... Cztery dni na podjęcie- nie ukrywajmy- życiowej decyzji to trochę mało. Gdzieś tam wkradł się sentyment, że szkoda, że żal, ale przede wszystkim okropny strach. Boję się chyba bardziej niż przed rozpoczęciem studiów dwa lata wcześniej. Wiem jedynie, że jestem w 34 grupie i nie znam nawet swojego planu.  I nie wiem  czy się cieszę, bo  to wszystko spadło jak grom z jasnego nieba. Żegnaj Collegium Medicum. Chyba właśnie tak miało być, a kto wie... może nasze medyczne drogi jeszcze kiedyś się skrzyżują? 

mosty

Obraz
Schodząc z Mostu Elżbiety udaliśmy się w górę  schodami, które doprowadzić miały nas prosto na Wzgórze Gellerta. Wybraliśmy się tam wieczorową porą, by móc podziwiać nieziemsko oświetlone mosty łączące Budę i Peszt. Zresztą... nie tylko mosty. Siedliśmy sobie trochę dalej od grupy nadgorliwych turystów z baaardzo dalekiego wschodu, którzy swoimi selfiestick'ami nie tylko zasłaniali widoki, ale psuli tę niemalże sakralną atmosferę. Cóż, pal licho Azjatów. Siedliśmy i rozmawialiśmy- o wszystkim i o niczym. Nic odkrywczego, tematy nigdy nie kończą się w grupie przyjaciół. Jednak uświadomiło mi to, że nigdy nie czułam- ani na pewno długo jeszcze nie poczuję- takiej swobody rozmawiając np. z kimś ze studiów. "Właśnie tak by to wyglądało, gdybyśmy byli w jednym mieście" . Ale nie da się. Czasami niektórych rzeczy się nie da. I nie będzie się dało. Czy mam  kolejne 2 lata- ba! a nawet 4- spędzić na użalaniu się, że coś takiego spotkało akurat mnie, że studia mnie zgasiły, że k...

Plany? Jakie plany?

Nie mogę uporządkować żadnych "za", ani tym bardziej żadnych "przeciw"mojej obecnej uczelni i tej domniemanej nowej również. Chcąc zaryzykować, zmienić coś, jak zwykle los- kolokwialnie mówiąc- zrobił mnie w ch... balona, znaczy się.  Tak bardzo ucieszyłam się, że mam możliwość złożenia dokumentów na inny UMED, że spełniałam ku temu odpowiednie wymogi wynikające z regulaminu uczelni. Co z tego, gdy "w celu nadrobienia różnic programowych zobowiązana jest Pani do wzięcia urlopu dziekańskiego". Ależ dlaczego? A no dlatego, że uczelnie mają różne "zapychacze" lub też przedmioty o tym samym programie, ale innej nazwie. Takim sposobem przekroczenie magicznej liczby punktów ECTS tylko 1 punktem (pozdrawiam fakultet z "podstaw umiejętności klinicznych") oznaczałoby mękę na tych studiach o jeden rok więcej. Chyba podziękuję, aż tak zdeterminowana (lub zdesperowana, jak kto woli) nie jestem. Na ten moment perspektywa pozostania w tym mieści...

Halo, w którą stronę?

Wakacje.  Priorytety? Praca, nie praktyki. Wreszcie ulga, nie żałuję, że zaczęłam właśnie od tej strony. Czuję się dobrze, to jest chyba ten komfort psychiczny, gdy nie myślisz o wszystkich nieprzyjemnych obowiązkach. I wbrew oczekiwaniom- nie napiszę ani zdania o tym, jak moje życie zmienia się, gdy zakładam biały kitel, słuchawki i czuję się takim "och ach medykiem". Nie jest tak. Swoją drogą nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła sobie komplikować życia, dlatego gdy zaczęłam już twardo stąpać po tej obcej dla mnie ziemi, pomyślałam sobie, że przeniosę się na studia bliżej domu.  Rozważam wszystkie za i przeciw, szperam w sylabusach , regulaminach i ofertach mieszkań .  Dochodząc do wniosku, że lepszej okazji na przenosiny nigdy w życiu już mieć nie będę stwierdziłam, że a co mi tam! Spróbuję. Powodem wcale nie jest to, że jest tak ciężko i źle, ale że nie widzę sensu komplikować sobie życie jeszcze bardziej zważywszy na fakt, że studia same w sobie są trudne....

Lekarzu ulecz samego siebie

        Coraz bardziej zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka za raptem kilka lat spocznie na moich barkach. Przechodzą mnie ciarki, gdy pomyślę sobie, jak niewiele wiem, niewiele umiem, niewiele pamiętam z rzeczy już przyswojonych, ale- na potrzeby zdobywania nowej wiedzy- upchnięte gdzieś do folderu "teraz spokojnie o tym zapomnij, ewentualnie wróć po odebraniu dyplomu". Gdybym teraz jeszcze raz miała wybierać kierunek studiów, na pewno długo zastanawiałabym się, czy wybrać właśnie TEN kierunek. Mimo wizji naprawy świata, którą kieruje się większość kandydatów na kierunek lekarski (ba! którą ja sama kierowałam się, wręcz krzyczałam, że właśnie po to tutaj idę) nie wiem, czy moje umiejętności realnie mi na to zezwolą. "Lekarzu ulecz samego siebie"- właśnie prawie-lekarzu, co z Tobą nie tak? Gdzie Twoja pewność siebie, chęć szukania i dociekania, gdzie radość z realizacji celu, którego zdobycie wiązało się z tak ogromną pracą i wieloma wyrzeczen...