Why so serious?

Gorączkowo szukając prezentów dla swoich Najbliższych, natknęłam się na książkę, którą od kilku lat miałam na celowniku ("Ostatnie rozdanie" Myśliwskiego). Robiąc więc sobie najdoskonalszy prezent pozwoliłam, żeby w przerwie między wypiekami to ona zajęła mi ten wolny czas. Co było nie do pomyślenia na pierwszym czy drugim roku- wtedy nie piekłam nawet ciast, bo szkoda mi było czasu, "skoro tyle nauki czeka". Czy to oznacza, że teraz mamy mniej nauki? A skądże.:>

Jako że jestem chyba największym stalkerem medyczno-motywacyjnych kont na Instagramie, ogarnęło mnie ostatnio przerażenie. (Mam nadzieję, że grono odbiorców moich postów ogranicza się tylko do garstki osób, ale muszę napisać to dla samej siebie... tego NIE DA się oglądać!)  Hasztag: cel-medycyna, świetnie, życzę wszystkiego co tylko najlepsze. Może nawet i bym popierała takie pospolite ruszenie, gdybym sama w liceum nie dostała na tym punkcie głupawki.
Moje liceum miało tendencję do faworyzowania tylko dwóch, może trzech osób, które były "pewniakami" jeśli chodzi o studiowanie medycyny. Przy czym oczywiście w planach miało to jeszcze jakieś... 20 innych osób? "Jak to, że ja się nie dostanę? No to patrzcie"- powtarzałam sobie jak niektórzy "per aspera ad astra". Stawałam na głowie by realizować swoje marzenia i by pokazać innym, że mnie też na to stać. Jako że zawsze byłam bardzo ambitnym dzieckiem, tak i cele obierałam sobie ambitne- stąd też ta medycyna (chociaż bardzo interesowała mnie architektura czy fotografia). Całe liceum spędziłam raczej w książkach trochę dlatego, że taki mam charakter i cenię sobie samotność, a trochę dlatego, że nie chciałam tracić czasu "na coś co mnie nie wzbogaca ani co w przyszłości nie da mi chleba." Moje życie towarzyskie z tamtych czasów oceniam raczej kiepsko, oczywiście na studiach wszystko miało się zmienić, ale nic się nie zmieniło. Wśród takiego grona indywidualistów, no któż by się spodziewał? ;)  Teraz z perspektywy kilku lat widzę, jak złudne są takie chore ambicje, że ubogacić człowieka jest w stanie tylko drugi człowiek i że czasem naprawdę lepiej wykonać telefon do bliskiej osoby, nawet gdyby miało to być kosztem powtarzanego materiału.

To nie jest kwestia tego, że mi się udało dostać, to teraz łatwo mi powiedzieć. Nie... Liceum przeczołgało mnie, przeczołgały mnie też pierwsze 2 lata studiów. Mnie też matura nie poszła  tak dobrze jak myślałam, też emigrowałam ponad 500 km od domu i wiem, że inni daliby się pokroić za to miejsce, nawet gdyby musieli przejechać jeszcze większy kawałek Polski. Jestem wdzięczna, że dane mi jest studiować ten piękny kierunek (bo naprawdę taki jest), ale nie możemy być tylko cyborgami z wielkimi mózgami  bez żadnej pasji. Gdyby mi wszystko szło tak gładko od początku liceum, pewnie wciąż powtarzałabym te swoje motywacyjne hasełka, ale wyrosłam z tego, nauczyłam się szanować swój czas i swoje zdrowie- to psychiczne również. ;-) Nabrałam dystansu do studiów, do siebie i przede wszystkim do porażek. Tak więc keep calm (!) and carry on.

Pięknych Świąt!
S.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Grażyna kontra medycyna

bądź odważna