bądź odważna

Prawie rok temu byłam bardzo przestraszonym dziewczęciem. Głupim dziewczęciem, które chyba nie do końca potrafiło być sobą z obawy, że nie przyjmą go w obcym miejscu, nie polubią,  nie zaakceptują. Bardzo dużo kosztuje mnie napisanie tego, jednak postanowiłam zrobić to, bo może komuś pomoże się odnaleźć-  jestem pewna, że nie tylko ja błądziłam i na siłę szukałam swojej drogi.
Najgorzej wspominam swój pierwszy rok. W zasadzie opuszczenie rodzinnego gniazdka i wędrówka na studia tak daleko od domu była mi na rękę. Pójście dalej niż miasto wojewódzkie kojarzyło się z pewnym prestiżem (szkoda tylko, że miasto które wybrałam, było podobną "dziurą"). Do czasu.
Nie miałam tam nikogo znajomego, więc wylądowałam w mieszkaniu z dziewczyną, z którą zupełnie nie potrafiłam się dogadać. Kompletnie inne poglądy na życie i  studia  całkowicie nas poróżniły. Ja- wychowywana w konserwatywnej rodzinie- niejednokrotnie nasłuchałam się jak dziecinna potrafię być. Może tak, może srak. Jedno jest pewne- ja nigdy w ten sposób nikogo nie oceniłam. Wystrzegałam się oceniania kogokolwiek, sama mydląc sobie przy tym oczy. Dodatkowo problemy z właścicielką sprawiły, że tuż po nowym roku zmieniłam mieszkanie i zamieszkałam sama.
S A M A.
Początkowo było to jak błogosławieństwo, nikt nie wmawiał mi jaka jestem ani jaka powinnam być. Po pierwszym roku, gdy wróciłam na wakacje do domu, mama zauważyła, że jakoś się uspokoiłam, nie unoszę się z byle powodu i niewiele mówię o sobie. Samotność tam zaczęłam przenosić na swoją rodzinę, bo skoro tam nikomu nie mówiłam co naprawdę we mnie siedzi, to stwierdziłam, że to naturalne i że tak właśnie powinno być- w końcu "i tak nikogo to nie zainteresuje". Dodatkowo problemy w domu sprawiły, że zaczęłam się obwiniać sama i zganiać winę na moją  nieobecność w domu.
Pierwsza myśl o przenosinach bliżej rodzinnego miasta naszła mnie na samym początku drugiego roku. Stwierdziłam, że bycie w miejscu, które nam nie służy ani nie przyczynia się do naszego rozwoju mija się z celem. Wiele razy próbowałam ogarnąć się, ale jak na złość im bardziej się starałam, tym gorzej wychodziło. Wtedy też kupiłam psa, najlepszego terapeutę i "organizatora" mojego czasu. Ponadto też nie pojawił się na mojej drodze nikt, kto skutecznie mógłby mnie tam zatrzymać, ale był ktoś tutaj, który wart był tego ryzyka. Chyba zabrakło mi poczucia bycia potrzebną, a to jest przecież naturalna ludzka rzecz.
To były tylko dwa lata, może wszystko potoczyłoby się inaczej i nieraz o tym myślę, ale wtedy nie przekonałabym jak to jest studiować tu, gdzie jestem teraz. Jeśli więc czujecie, że robicie coś wbrew sobie- zmieńcie to. Chciałam dać Wam przykład, że wszystko można zmienić- mieszkanie, uczelnię, związek, który Was nie buduje a nawet same studia. Jeśli nie możecie zmienić- spróbujcie zaakceptować. I nigdy, przenigdy nie róbcie czegoś wbrew sobie, bo wtedy wszyscy dookoła Was będą szczęśliwi, tylko  nie Wy. O tym też coś wiem.

Milion uścisków!
S.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Grażyna kontra medycyna

Why so serious?