Grażyna kontra medycyna
Byle do świąt, potem byle do majówki, byle do wakacji... Nic nie cieszy tak mocno jak połowa semestru za pasem. Myślałam, że tak czasochłonny i pracowity semestr jak czwarty w Bydgoszczy już nigdy nie będzie miał miejsca. I jak to przystało na "człowieka porażki"- myliłam się. :D
Oprócz farmakologii, nefrologii, reumatologii, pulmonologii z ftyzjatrią, dermatologii, pediatrii
i gastroenterologii (uff...) plan zajęły mi jeszcze różnice programowe (patomorfologia taka wspaniała) i dwa fakultety. Efekt? Codzienne powroty z uczelni między 16.00 a 18.00. Nici z mojej szkoły językowej i siłowni. Ech... nawet obiadów nie chce mi się gotować, a od miesiąca moim największym marzeniem jest upiec sernik. Czy to tak wiele? R.I.P 2 my youth, jak to śpiewali sobie the Neighbourhood.
W chwilach takich jak te zastanawiam się, czy to jest naprawdę aż tyle warte. Chyba wszyscy moi znajomi przeżywają w tym momencie kryzys egzystencjalny podobnej rangi. Już nawet nie liczę, ile razy od początku roku (kalendarzowego!) usłyszeliśmy od tych wszystkich "prof. dr hab.- i tak nie osiągniecie tego co ja- Kowalskich", że i tak będziemy lekarzami rodzinnymi, że na tej sali statystycznie być może jedna osoba zostanie- dajmy na to- takim chirurgiem. Reszta to lekarze pierwszego kontaktu. I wiecie, smutne są to statystyki. Może po studiach myślenie się zmienia, ale na pewno w połowie studiów nikt nie myśli o wyborze tych specjalizacji. Może późniejszy wybór wynika z potrzeby szybkiego usamodzielnienia się, albo z braku miejsc na inne specjalizacje- nie będę się w to zagłębiać. Tak czy inaczej mówi się głośno, że to właśnie lekarzy pierwszego kontaktu ciągle brakuje. Czyli mam rozumieć, że dwa lata w oczekiwaniu na wizytę u endokrynologa to taki europejski standard? Hmm... :) No i na co komu te koła naukowe, skoro miejsce na specjalizację
i tak dostanie ktoś, kto ma rodziców o obszernych plecach.
Pewnie piszę to z żalu, a ten żal wynika właśnie z tego, że student zaczyna dostrzegać jak jest naprawdę- że medycyna to wcale nie jest Grey's Anatomy, że to wszystko wygląda odrobinę inaczej
i że pozostaje bezradny wobec realiów jakie tu panują.
Komentarze
Prześlij komentarz