Lekarzu ulecz samego siebie

        Coraz bardziej zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka za raptem kilka lat spocznie na moich barkach. Przechodzą mnie ciarki, gdy pomyślę sobie, jak niewiele wiem, niewiele umiem, niewiele pamiętam z rzeczy już przyswojonych, ale- na potrzeby zdobywania nowej wiedzy- upchnięte gdzieś do folderu "teraz spokojnie o tym zapomnij, ewentualnie wróć po odebraniu dyplomu". Gdybym teraz jeszcze raz miała wybierać kierunek studiów, na pewno długo zastanawiałabym się, czy wybrać właśnie TEN kierunek. Mimo wizji naprawy świata, którą kieruje się większość kandydatów na kierunek lekarski (ba! którą ja sama kierowałam się, wręcz krzyczałam, że właśnie po to tutaj idę) nie wiem, czy moje umiejętności realnie mi na to zezwolą.
"Lekarzu ulecz samego siebie"- właśnie prawie-lekarzu, co z Tobą nie tak? Gdzie Twoja pewność siebie, chęć szukania i dociekania, gdzie radość z realizacji celu, którego zdobycie wiązało się z tak ogromną pracą i wieloma wyrzeczeniami?

 Myślałam o tym, jak daleko sięgały wtedy granice mojej chorej ambicji. Doprowadziły mnie do miejsca, które w zasadzie sprawia, że zagubiłam ogromną część siebie. Chęć ucieczki jak najdalej od rodzinnego gniazdka,  miasta, ludzi, oderwania się, ogrom zmian, brak poczucia stabilizacji i milion scenariuszy, które układałam sobie w głowie, a których nawet w 10%  nie ułożyło życie. Kluczowym momentem było uświadomienie sobie, że choćby pieczone prosię z jabłkiem w buzi postawić przed osobą sytą, to NIGDY po niego nie sięgnie, bo zwyczajnie nie odczuwa głodu- tak samo jest, gdy postawimy przed sobą cel, zrealizujemy go i już nie wyznaczamy sobie następnych. Potrzeba samorealizacji i spełniania musi być udoskonalana, rozwijana, bez względu na to, ile udało nam się osiągnąć. Być może moim celem było DOSTANIE się na medycynę a nie STUDIOWANIE medycyny. I często jestem zła na samą siebie, że nie potrafię wykorzystać tej szansy, że często zmęczenie bierze górę, że nie angażuję się w to w 100% i robię coś na pół gwizdka, mimo że  tyle mnie to kosztuje.

Studiowanie 500 km od domu rodzinnego nie jest dobrym pomysłem, jeśli masz problemy z szybkim przystosowaniem się do nowych sytuacji. Ja nie umiałam swojego dawnego życia wprowadzić w to nowe Miejsce, dlatego stworzyłam sobie drugie, inne, ale do tej pory nie wiem, które jest tak naprawdę moje i w którym jestem bardziej lub mniej sobą. Jeśli kiedyś chcę troszczyć się o innych, najpierw muszę nauczyć się troszczyć o siebie.

S.



Komentarze

  1. Z przyjemnością dodaję do obserwowanych blogów. Wytrwałości i radości z przelewania myśli na klawiaturę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grażyna kontra medycyna

Why so serious?

bądź odważna