Coś się kończy, coś się zaczyna.
Jeden telefon przyprawiający o mdłości i zawroty głowy. "Uzyskała pani zgodę od dziekana na przeniesienie", "Ale ja nie wyrażam zgody na urlop dziekański", "A nie, to nie trzeba, podliczyliśmy jeszcze raz punkty." Okeeeej... Cztery dni na podjęcie- nie ukrywajmy- życiowej decyzji to trochę mało. Gdzieś tam wkradł się sentyment, że szkoda, że żal, ale przede wszystkim okropny strach. Boję się chyba bardziej niż przed rozpoczęciem studiów dwa lata wcześniej. Wiem jedynie, że jestem w 34 grupie i nie znam nawet swojego planu. I nie wiem czy się cieszę, bo to wszystko spadło jak grom z jasnego nieba. Żegnaj Collegium Medicum. Chyba właśnie tak miało być, a kto wie... może nasze medyczne drogi jeszcze kiedyś się skrzyżują?